http://helion.pl/ |
Jej autor Matt Armendariz od 2005 roku prowadzi bloga http://mattbites.com/ , zaczynał swoją karierę tak, jak większość z nas, nie był wtedy zawodowym fotografem, chciał podzielić się swoimi doświadczeniami kulinarnymi, jednak z biegiem czasu połączył swoją pasję z fotografią i zajął się nią zawodowo.
Książka Matt'a podzielona jest na cztery części. Na początku autor skupia się na sprzęcie i oświetleniu, czyli na tym co w fotografii jest najważniejsze. Stwierdza też fakt, że każdym rodzajem aparatu można zrobić doskonałe zdjęcie (nawet telefonem komórkowym).
W publikacji tej od samego początku widać zamiłowanie autora do gotowania, nie poleca żadnych "ulepszeń", aby poprawić wygląd potrawy, bo wiadomo, że jedzenie trzeba szanować.
Najciekawszą częścią, jak dla mnie, jest stylizacja, gdzie znajdziemy przydatne porady stylistyczne oraz trochę informacji o rekwizytach, które (jeśli dobrze dobrane) są cieszącym oko dodatkiem. W części "Kruczki i sztuczki" znajdziemy m.in. porady dotyczące fotografowania trudnych potraw takich jak np. zupy, czy lody.
Moim zdaniem, z tą pozycją powinien zapoznać się każdy początkujący bloger kulinarny, gdyż w książce tej zawartych jest bardzo dużo przydatnych informacji, które zapewne zaskoczą nie jedną osobę. Książka napisana jest przejrzyście i prostym językiem, można by rzec, że nawet potocznym, dodatkowo opatrzona jest pięknymi zdjęciami.
Z czystym sercem polecam.
Fragment książki możecie zobaczyć >>tutaj<<
Książkę możecie zakupić >>tutaj<<
Wydawnictwo: Helion
Rok wydania: 2014
Ilość stron: 195
Oprawa: miękka
A teraz niespodzianka dla moich czytelników.
Wraz z Wydawnictwem Helion przygotowałam konkurs, w którym do wygrania są 3 egzemplarze opisanej przeze mnie książki.
Co zrobić, aby wygrać?
Wystarczy pod tym postem zamieścić komentarz, w którym opiszecie swoją "Pierwszą przygodę z gotowaniem" oraz pozostawicie swój adres e-mail.
Trzy najciekawsze historie zostaną nagrodzone książką (wysyłka książek tylko na terenie kraju). Konkurs trwa od 15.10.2014r. do 22.10.2014r.
Wyniki ogłoszę 23.10.2014r.
___________________________________________________________
Dziękuję wszystkim za udział w konkursie.
Książki otrzymują:
- Kasia S. (spell7@op.pl)
- Magiel Kuchenny (kontakt@magielkuchenny.pl)
- Gin (ania.liniewska@wp.pl)
Za moment skontaktuję się z Wami. Na dane do wysyłki czekam do 25.10.2014r., po tym czasie wybiorę inną osobę.
Pierwsza przygoda z gotowaniem zapadła w pamięci na zawsze. Poznałam super faceta. Zaprosiłam go do siebie i postanowiłam przygotować smakowitą kolacyjkę. Dania nie były może super wyszukane (canelloni z mięsem mielonym w sosie pomidorowym , koperty z ciasta francuskiego z parówką i kapustą kiszoną oraz miniserniczki) ale jemu bardzo bardzo smakowały. Dzięki niemu od tamtego wieczoru gotuję z wielką pasją. Tak mu zasmakowały, że do dzisiaj jest on moim degustatorem. Mamy piękną córeczkę i jesteśmy szczęśliwym małżeństwem. Nie raz na weekendową kolację dopomina się o dania z tamtego pamiętnego wieczoru.
OdpowiedzUsuńKasia S
spell7@op.pl
Byłam młodą kulinarką,
OdpowiedzUsuńzachciałam mieć zupy w garnku.
Tylko brokuł był na stanie,
pomyślałam "miksowanie!".
I zwarzyłam pyszny krem,
jednak myślę "to nie ten,
którym chciałam się napoić,
czym by jeszcze go dostroić...?"
Więc dodałam ser pleśniowy,
I to był błąd podstawowy.
Ja zostałam całkiem głodna,
a zupa w domu była niechodna.
Tylko pies był przeszczęśliwy,
zjadał w sposób niekłamliwy
zupę z wielkim apetytem,
bo skończyło się tylko jego zachwytem.
inspirowanesmakiem@gmail.com
pozdrawiam :)
Moją pierwszą przygodę z gotowaniem miałam w wieku 5 lat :) Uparłam się, że będę sama robiła śniadaniową kaszę mannę i zamiast ją posłodzić to posoliłam ją i to nie mało! Gdybyś widziała moją minę gdy zaczęłam pałaszować z sokiem malinowym - bezcenne (ponoć ;)
OdpowiedzUsuńnataliekudli@gmail.com
Moja pierwsza przygoda z gotowaniem związana jest z moją kochaną babcią i jej pięknie pachnącą kuchnią. Babcia zawsze umiała mnie zachęcić do kulinarnych eksperymentów. Nigdy nie zapomnę pierwszego ulepionego pierożka, mini drożdżówek z twarogiem (do których niezdarnie nakładałam serek), rosnących drożdżowych pampuchów (wg mnie to była magia). No i pierwszego naleśnika... niestety przy podrzucaniu, wylądował na podłodze. Pierwszego murzynka również upiekłam z babcią. I chociaż te moje pierwsze kulinarne podboje nie były idealne, moja babcia chwaliła i motywowała... i już tak mi zostało. Cudowne wspomnienia i bardzo przydatne umiejętności. Sprawiało mi to niesamowitą frajdę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
kontakt@magielkuchenny.pl
Moja pierwsza przygoda z z gotowaniem zaczęła się w wieku 11 lat. Zostałam sama w domu z małą siostrą, był wieczór i pomyślałam sobie że zrobię obiad. Widziałam jak to robiła mama i stwierdziłam że sobie poradzę. Obrałam ziemniaki i ugotowałam, upiekłam kiełbaski w piekarniku oraz zrobiłam surówkę. Nie mogłam uwierzyć ze dałam sobie radę i wszystkim smakował lub tylko tak mówili aby nie zrobić mi przykrości. Od tamtej pory gotowanie stało sie moją pasje. Postanowiłam że będę Kucharzem. Poszłam do szkoły gastronomicznej i zdałam egzamin, Dziś mam 21 lat i pracuje jako kucharz w restauracji.
OdpowiedzUsuńKatarzyna
kasiamalinka4@o2.pl
Od dziecka ciągnęło mnie do kuchni. Zawsze chciałam coś robić, pomagać. Moja pierwsza przygoda miała miejsce kiedy miałam może pięć lat. Moja babcia, już dziś nieżyjąca, lepiła pierogi. Miała na to swój specyficzny sposób, a mianowicie nie rozwałkowywała ciasta, tylko urywała po kawałku, kulała w dłoniach i rozpłaszczała w palcach. Byłam tym zafascynowana i też chciałam spróbować. Babcia była kochana. Nigdy jej nie przeszkadzałam w kuchni i dzięki temu sporo się od niej nauczyłam. Tego dnia wzięła mnie na ręce i posadziła na stole obok ciasta na pierogi. Oderwała kawałek i włożyła w moje niesprawne jeszcze rączki. Do dziś pamiętam, jak cała szczęśliwa siedziałam na stole, bujałam nogami w kaloszach i lepiłam swojego pierwszego, trochę krzywego pieroga, a babcia cierpliwie tłumaczyła mi, jak mam to zrobić dobrze. Po zakończeniu lepienia pierogów nauczyła mnie jeszcze ubijać pianę z białek taką sprężynową trzepaczką. Do dziś, z sentymentu, zawsze robię to ręcznie.
OdpowiedzUsuńniklowka@op.pl
Pierwsza przygoda z gotowaniem, wiąże się w moim przypadku z piany ubijaniem. Była jeszcze małym szkrabem, gdy moje życie połączyło się z gotowaniem. Babcię w kuchni podglądałam i z misek różne rzeczy podjadłam. Pewnego dnia babcia dała mi zadanie, bym ubiła jej z białek pianę. Dostałam piękną trzepaczkę, wnet udałam się do ulubionego konta w tułaczkę. Tam sobie przysiadłam, rękawy podciągnęłam i trzepać zaczęłam. Po 20 minutach w misce była piękna biała piana, wydawała się idealna. A jak każda Pani domu wie, pianę nad głową sprawdza się. I ja się do babci migiem udałam, miskę na głowę wylałam. A, że piana sztywna nie była, to cała zawartość miski na mojej głowie wylądowała. Tak się wszystko zaczęło, od tego momentu wiele czasu minęło. Ja się podszkoliłam, ale piany nigdy lepszej nie ubiłam! ;)
OdpowiedzUsuńMoja pierwsza przygoda z gotowaniem zaczęła się dość śmiesznie. Miałam ok. 13-14 lat, kiedy mama poprosiła mnie, abym przygotowała i usmażyła kotlety mielone. Przygotowujac kotlety, stwierdziłam, że zostawiła mi na stole jakąś dziwną cebulę. Stwierdziłam, że to pewnie jakaś inna odmiana niż zwykle. W końcu cebula to cebula. Usmażyłam więc kotlety, dumna z siebie, że mi się udały.Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że mamie gdzieś zgineły cebulki tulipanów. Myślałam, że się zapadnę pod ziemię :P
OdpowiedzUsuńmój mail: andzioch@o2.pl
Nie pamiętam jako takiej pierwszej przygody z gotowaniem. Do szóstego roku życia mieszkałam z Dziadkami, i Babcia od zawsze pozwalała mi pomagać (a prawdopodobnie raczej przeszkadzać ;)) sobie w kuchni. Pamiętam za to doskonale, że w okresie przedświątecznym przygotowywało się mnóstwo pyszności. Uszka, pierogi, barszcz, karp, pierniczki, makowce... Ach, czego tam nie było! Pomaganie czasami mnie nudziło, jednak często zaglądałam do kuchni, żeby coś podjeść. Babcia prawie umarła ze śmiechu, jak z kieszeni koszuli wyciągnęłam łyżeczkę, spróbowałam nadzienia do pierogów, łyżeczkę schowałam i niewzruszona wyszłam z kuchni... ;)
OdpowiedzUsuńania.liniewska@wp.pl
Było tak:
OdpowiedzUsuń1. Mam jakieś 13 lat
2. Nie cierpię obierania ziemniaków, a trzeba
3. Lepię pulpety z mięsa mielonego rękami (fuj)
4. Mama powiedziała - dodasz mąki do wody po pulpetach będzie sos
5. Dodaje mąki prosto do wody po pulpetach..
6. Skąd te KLUCHY?!
7. Myślę - pewnie źle mieszam
8. Biorę mikser...
9. KLUCHY mniej nic a nic
10. Biorę sitko i przeciskam
11. Sos jest w ilość 4 łyżeczki!
12. Na deser stawiam gorący garnek na nowy drewniany parapet
13. Nie wchodzę do kuchni przez następne 5 lat :)
pozdrawiam,
popularne121@gmail.com
Moja przygoda kulinarna zaczęła się od nauki szwedzkiego języka. Natrafiając na przepisy kulinarne tłumaczyłam je najpierw na polski, aby potem móc praktykować je w kuchni. To było wiele lat temu…ale wtedy wzbudziła się we mnie pasja do gotowania i pieczenia, a przede wszystkim poznawania kuchni innych narodów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
gosia@codojedzenia.pl
Do dziś nie zapomnę jak mama kazała usmazyć mi piersi z kurczaka a ,że śpieszyło mi się wrzuciłam je prędko na patelnię i podkręciłam gaz prawie na maksa,zeby szybciuteńko sie zrobiły. Wiadomo co wyszło...podeszwy i na dodatek lekko spalone ale co tam poskrobałam trochę, wyglądały ok, zjedzone zostały wszystkie - tak głodni byli...:)
OdpowiedzUsuńaha mój mail
OdpowiedzUsuńkuchennefascynacje@o2.pl
Moja pierwsza przygoda z gotowaniem a właściwie pieczeniem na długo zniechęciła mnie do eksperymentów w kuchni i zapadła w pamięci. Razem z koleżanką jako nastolatki postanowiłyśmy upiec ciasto. Miał być pyszny murzynek i wydawało Nam się, że robimy wszystko według przepisu. Niestety ciasto było twarde jak głaz i nawet nie dało się w nie wbić noża aby pokroić. To Nas jednak nie zniechęciło mimo iż murzynka nawet nie skosztowałyśmy to postanowiłyśmy upiec jabłecznik. Przepis wydawał się jeszcze prostszy, więc już musiało się udać. Wyrosło piękne ciasto a jego zapach unosił się w całym domu. Już cieszyłyśmy się, że się udało i jakież było Nasze rozczarowanie gdy po wbiciu noża uszło powietrze, piękne ciasto opadło i okazało się niejadalne. A że to była nasza pierwsza próba pieczenia, to doświadczenie na długo zraziło mnie do wypieków.
OdpowiedzUsuńNiedawno nieśmiało do nich podchodzę i odkrywam że to proste. Pozdrawiam Magda - magdao2@poczta.onet.pl
Nigdy szczególnie nie ciągnęło mnie do gotowania. Mieszkałam z rodzicami i nie było potrzeby. Moja przygoda zaczęła się pod koniec studiów, gdy wyprowadziłam się i mieszkałam sama. Wtedy przygotowanie rosołu było dla mnie wyzwaniem. Pamiętam jak miałam wszystko spisane na kartce, krok po kroku i udało się. Tak naprawdę za gotowanie wzięłam się gdy poznałam swojego męża. Chcialam mu zaimponować. Wymyslalam coraz to nowsze potrawy. Zaskoczyłam go jedna. Kupiłam w pobliskiej piekarni chleb na zur. Nigdy wcześniej go nie robiłam. Udało sie, smak był dobry, a mina męża dodała mi skrzydeł :), gdy zobaczył podana zupę w chlebie. Początki zawsze bywają trudne, ale okazuje się ze gotowanie jest bardzo przyjemne.
OdpowiedzUsuńkinga .konkurs@gmail.com
Od małego uwielbiałam przesiadywać w kuchni i przyglądać się mamie, jak przyrządza różne potrawy. Ba! Najbardziej podobało mi się oblizywanie misek. Zawsze na nie czekałam i nikomu nie pozwalałam się do nich zbliżyć. Były moje! :) Długo się tak przyglądałam, zanim postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Powodem był mój wybryk, kiedy pierwszy raz mama pozwoliła mi przygotować razem z nią zupę. Dosypywałam pod nadzorem mamy różne przyprawy. Gdy mama wyszła na moment z kuchni, postanowiłam dorzucić swoje trzy grosze i wsypałam do zupy garść soli. Wydawało mi się, że będzie smacznie. Niestety smacznie nie było :P Na szczęście wszyscy podeszli do tematu z uśmiechem na twarzy :)
OdpowiedzUsuńmój mail: ania.wedzina@gmail.com
UsuńOd maleńkości pomagałam mamie i babci w kuchni. jednak moja pierwsza prawdziwa przygoda z gotowaniem miała miejsce, gdy miałam 12 lat. Postanowiłam upiec tort na swoje urodziny. Wyciągnęłam zeszyt z przepisami mamy i zabrałam się do pracy. upiekłam biszkopt, zrobiłam do niego masę śmietanową i udekorowałam czerwoną porzeczką. Wyszło nawet ładnie, wszyscy się zachwycali. dopiero podczas jedzenia okazało się, że ciasto na środku jest niedopieczone, masa zbyt słodka, a porzeczki zerwałam za wcześnie i były dosyć kwaśne ;) Na szczęście mam wspaniałą rodzinkę i wszyscy zjedli tort bez szemrania, z uśmiechami na twarzy (tylko kawałek z zakalcem wyrzuciliśmy :)) Od tamtej pory pieczenie ciast mnie relaksuje, nawet jeśli coś się nie uda, to się nie przejmuję i podchodzę do tego z uśmiechem :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Natalia
natalia0404@wp.pl
Dziękuję ogromnie, bardzo się cieszę :)
OdpowiedzUsuń